Cześć, to kolejny rozdział z serii „Przygody syren”, tym razem
pisze go ja, Hejli, ale mam nadzieje, że mój styl pisania przypadnie wam do
gustu. Miłego czytania ;)
Melisa
Chwilę wcześniej...
Powoli otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy by przyzwyczaić
się do światła. Momentalnie uderzył mnie zatęchły zapach miedzi panujący w
pomieszczeniu w którym się znajdowałam. No właśnie pomieszczenie… rozejrzałam się
i zobaczyłam mały pokój w którym byłam sama. Był pusty, tylko na ścianach
znajdowały się grube, metalowe obręcze. Do jednej z nich byłam przywiązana za
nadgarstki. Miałam także związany ogon, chwila… to nie był ogon… TO NOGI!!!
Stłumiłam krzyk, a z oczu popłynęły mi łzy. Gdzie ja jestem??? Ciągle zadawałam
sobie to pytanie, ale nie tylko to, w mojej głowie krążyło miliony pytań, ale
najwięcej dotyczyło mojej rodziny. Tak bardzo się o nich bałam, że nawet nie
zauważyłam, że do pokoju ktoś wszedł. Z rozmyślań wzbudziły mnie dopiero
szorstkie głosy, które rozniosły się po pomieszczeniu, gwałtownie obróciłam
głowę w ich stronę i zobaczyłam grupę potężnych i umięśnionych mężczyzn, o groźnym
wyglądzie. Mężczyźni wlekli po podłodze 2 worki, w jednym miotała się jakaś
postać, a drugi był nieruchomy, od razu dotarło do mnie że to inne syreny które
złapali. Po moim policzku spłynęło kilka łez. Gdy oni to zauważyli od razu zaczęli
się śmiać, co sprawiło że łzy popłynęły mi strumieniami. Nagle przed tłum wyszło
dwóch mężczyzn, zapewne byli to szefowie.
-I co o niej myślisz Bill? Niezła jest prawda?- Powiedział
mężczyzna, który stał po lewej. Był niższy od tego drugiego i miał mniejsze mięśnie, zdawał się bać tego drugiego, co oznaczało że
tamten jest jego szefem.
-Może być- powiedział bez przekonania szef, który jak przed
chwilą się dowiedziałam miał na imię Bill.
-Może być?!?! To najlepsza sztuka jaką kiedykolwiek
złapaliśmy.- oburzył ten po lewej, lecz gdy dostrzegł chęć mordu w oczach
swojego szefa od razu pożałował, że podniósł głos.
-No dobra. Jest naprawdę niezła- zgodził się Bill, jak już
jego zdenerwowanie opadło- Ale żeby stwierdzić ile jest warta musisz pokazać mi
jej ogon, Jack.
-Oczywiście już pokazuję- powiedział Jack, po czym przywołał
ruchem ręki jednego z pozostałych mężczyzn, gdy ten podszedł, chwilę rozmawiali
przyciszonymi głosami, gdy skończyli tamten mężczyzna wyszedł z pokoju.
-Opowiedz mi coś o niej- rozkazał Bill Jackowi
-Jak już pewnie zauważyłeś jest dużo spokojniejsza niż
pozostałe…
-Tak, to wielki plus- przerwał mu Bill po czym dał Jackowi
mówić dalej.
-Złapaliśmy ją gdy płynęła do domu- kontynuował- zapewne
czegoś, lub kogoś zapomniała z domu. Była tak zdezorientowana, że nawet nie
próbowała uciekać. Jedyny problem polegał na tym, że jakiś tryton próbował jej
pomóc, ale gdy próbowaliśmy go złapać szybko uciekł.- Gdy to usłyszałam
mimowolnie pomyślałam, że to może być ten konkretny tryton, ale szybko się
zbeształam za tą myśl- Nie był jakiś wyjątkowy, więc nie ma co żałować. To
chyba tyle.- Zakończył akurat w chwili gdy do pomieszczenia wszedł mężczyzna,
który wcześniej wyszedł z pomieszczenia. W rękach trzymał wiadro, wypełnione po
brzegi wodą.
Jack wyrwał mu z rąk wiadro, podszedł do mnie i oblał mi
nogi (nadal nie mogę uwierzyć że je mam), które zmieniły się w mój piękny,
lśniący, filetowy ogon. Mimowolnie uśmiechnęłam się gdy go zobaczyłam, bo
naprawdę za nim tęskniła. Niestety potem zauważyłam, że jest w opłakanym
stanie, cały był poraniony, a w niektóry miejscach brakowało łusek. Pod
powiekami poczułam zbierające sie łzy, których nie udało mi się powstrzymać.
Zawsze byłam bardzo wrażliwa, ale starałam się to ukryć jak mogłam, bo nie
chciałam żeby ktoś miał mnie za słabą, a zwłaszcza moja rodzina. Po śmierci
mojego ojca mama kompletnie się załamała i musiałam szybko dorosnąć by móc choć
po części jej pomóc. Od razu skarciłam się w myślach, nie mogłam teraz myśleć o
rodzinie, bo od razu chciało mi się płakać i wrzeszczeć.
-No, to rozumiem- powiedział Bill z cwanym uśmieszkiem.-
Naprawdę gratuluje, bo dziewczyna jest wspaniała i bardzo dużo warta- pochwalił
Jacka.
-Dziękuje- powiedział dumny z siebie Jack.
Mężczyźni zamierzali już wyjść z pomieszczenia, ale w
ostatniej chwili zawrócili i zdjęli worki z przywleczonych tu syren. Przez całe
tą sytuację nawet nie zauważyłam, że syrena w jednym worku, która wcześniej się
ruszała, teraz leżała nieruchomo. Gdy worki zostały zdjęte wydałam stłumiony
krzyk.
Moim oczom ukazały się dwie syreny z mojej ławicy. Jedną z nich była
Java, która była córką samej królowej naszej ławicy, drugą Polaris. Zastanawiałam się jak one się tu
znalazły, gdy nagle do mnie dotarło. Przypomniałam sobie, że Polaris uciekła z
ławicy, a Java wyruszyła by ją złapać. Pewnie musiały trafić po drodze na
Łowców syren. Obie syreny były w strasznym stanie, całe podrapane i
posiniaczone.
Z moich oczu znowu popłynęły łzy. Podczas moich rozmyślań wszyscy
zdążyli opuścić pomieszczenie i teraz zostałyśmy w nim tylko we trzy. Oparłam
głowę o ścianę i zaczęłam myśleć o naszej ławicy, wtedy uderzyła mnie jedna
myśl "co z Thomasem?”.
Właśnie… Thomas… Czy nic mu nie jest?... Ciekawe czy on
teraz o mnie myśli?... Pewnie nie.
Thomas był trytonem, jedynym Włochem w
naszej ławicy. Zawsze cieszyłam się dużym powodzeniem u trytonów, bo byłam
uważana za jedną z najładniejszych syren w ławicy, przez co wiele osób miało
mnie za płytką i myślącą jedynie o wyglądzie, ale to nie prawda, bo ja w ogóle nie
przejmowałam się tym jak wyglądam, ale wracając do Thomasa.
Jak już mówiłam wielu trytonów ubiega się o
moje względy, ale ja wszystkich odrzucam bo jestem zakochana w Thomasie,
jedynym trytonie, który nie zwraca na mnie uwagi, a nawet można by powiedzieć
że mnie nie lubi. Bardzo mnie to bolało, bo nawet nie wiedziałam dlaczego mnie tak
jest, z początku próbowałam z nim porozmawiać, ale zawsze mówił mi coś
niemiłego, a je z czasem przestałam próbować. Ciągle nie mogłam zrozumieć skąd
taka niechęć do mnie z jego strony. Dlaczego musiałam się w nim zakochać?
Nawet
nie zauważyłam że zaczęłam płakać, ale teraz to nie miało znaczenia musiałam
wylać z siebie wszystkie emocje. Z moich oczu popłynęły strumieniami łzy, a ja
płakałam, z czasem płacz przeszedł w
szloch. Całe moje ciało się trzęsło i nie mogłam złapać oddechu, ale teraz nie
przeszkadzało to mi w ogóle, bo wiedziałam, że potrzebuję tego, bo nie mogę, a
raczej nie umiem zdusić w sobie emocji. Więc nie przestawałam i płakałam dalej…
by Hejli856
PS: Jakby co to niedługo napisze kolejny rozdział, bo
chodzimy tylko do środy do szkoły, a czwartek i piątek mamy wolne, więc pod
koniec tygodnia ukaże się następna część.
PPS: Przepraszam, że tak długo nie pisałam (Ach… znowu
przepraszam, zdecydowanie za często musze to robić), ale mój komputer był
zepsuty i dopiero przedwczoraj wrócił z warsztatu (od tamtego czasu pisałam ten
rozdział).